Tygrysy chorują, ale smok utrzymuje się w znakomitej formie. Tak należałoby chyba określić sytuację gospodarki Chin na początku 2002 r., w przededniu Chińskiego Nowego Roku. W 2001 r. dynamika wzrostu PKB w Państwie Środka wyniosła 7,3%, więcej niż w jakimkolwiek innym wielkim kraju na świecie. Licząc w wartościach bezwzględnych, gospodarka ChRL przeskoczyła w rankingach globalnego PKB zajmujące dotąd szóstą pozycję Włochy i zbliżyła się do Francji.
Prognozy na przyszłość, dodają analitycy, wydają się jeszcze bardziej imponujące. Ekonomiści przewidują, że do 2005 r. Chiny rozwijać się będą w tempie co najmniej 5% PKB rocznie, w porównaniu z około 2% w krajach Unii Europejskiej i niewiele wyższym wzrostem w Stanach Zjednoczonych. Dalekosiężne analizy mówią, że jeśli obecne trendy gospodarcze generalnie się utrzymają, w 2050 r. Chiny zrównają swój dochód narodowy z dochodem Ameryki. „To wschodząca potęga nowego stulecia”, napisał jeszcze w 2000 r. „Morning China Daily”.
Tak szybki rozwój Państwa Środka staje się jeszcze bardziej zadziwiający na tle ekonomicznej kondycji innych państw, które do niedawna chwalono za gospodarcze postępy. Azjatyckie tygrysy, które dziesięć lat temu uważano za lokomotywy międzynarodowego handlu, dziś „dość bezradnie” – zdaniem „International Herald Tribune” – patrzą, jak Chiny odciągają od nich kapitał inwestycyjny, zamówienia i stanowiska pracy. Podczas gdy na początku lat 90., według szacunków Rady Biznesu USA-ASEAN, trafiało tam przeszło 70% inwestycji bezpośrednich w Azji Wschodniej, a tylko 30% do Chin, dziś proporcja jest niemal dokładnie odwrotna. Chiny otrzymują przeszło 70% kapitału płynącego ze świata, a reszta państw tego regionu mniej niż jedną trzecią. „Wszyscy tracą impet, tylko nie
ci zadziwiający Chińczycy”,
napisał Keinchi Ohmae z japońskiej firmy doradczej Ohmae and Associates Tokyo.
Gdzie szukać przyczyn tego niekwestionowanego sukcesu? Część analityków twierdzi, że utrzymanie dobrych wskaźników gospodarczych Chiny zawdzięczają realizowanemu od 2001 r. nowemu planowi pięcioletniemu, który radykalnie liberalizuje chińską gospodarkę. Jak zapowiedział to premier ChRL, Zhu Rongji, państwo coraz szybciej wycofuje się z zarządzania ekonomią. Rząd zachęca firmy państwowe, by te wypuszczały akcje i wchodziły na giełdę. Obliczono, że jeśli wszystkie plany Pekinu zostaną zrealizowane, to pod koniec 2010 r. zostanie w Chinach nie więcej jak 300 (słownie: trzysta!) przedsiębiorstw państwowych. Dla porównania – na początku lat 90. było ich jeszcze 300 tys.
Wiele opinii wskazuje także na inny czynnik napędzający chińską koniunkturę, mianowicie na wejście ChRL do Światowej Organizacji Handlu. Otwarcie przestrzeni gospodarczej dla chińskich wyrobów już przynosi efekty, a wygląda na to, że proces ten będzie postępował. Pesymiści, którzy ostrzegali, że we „wchodzących do świata” Chinach upadnie rolnictwo i całe sektory przemysłu, przecierają oczy ze zdumienia.
„Chiński
rower jest w ciągłym ruchu,
dlatego zachowuje równowagę i jedzie do przodu”, napisała jakiś czas temu „Niezawisimaja Gazieta”.